sobota, 17 lipca 2010

wycieczka do klasztoru mnichów buddyjskich


Wstałam wczoraj  o 5 rano,  bez budzika, co mi sie nigdy nie zdarza, , podekscytowana, pełna energii, lekko poddenerwowana, choć sama nie wiem czemu...tak naprawdę. Chwyciłam dwa banany w rekę, butelkę wody i pomknęłam moim małym czarnym samochodem do Pine Bush , małej miejscowosci  położonej dwie godziny od Nowego Jorku. Znajduje się tam klasztor mnichów buddyjskich, który można odwiedzić w każdy czwartek i niedzielę i spędzić tam cały dzień, słuchając wykładów mistrzów buddysjkich , ucząc się medytacji, jedząc razem z mnichami, rozmawiając lub poprostu obserwujac jak niesamowite  jest ich podejście do życia  Więc oczywiscie że pojechałam , jak mogłam nieskorzystać z takiej okazji! I było cudownie , co za przeżycie! Jeszcze dziś wciąż o tym myślę i mam nadzieję , że uda mi się pojechać tam ponownie w następny czwartek. Kochani, było to cudowne przeżycie, klasztor jest położony na pustkowiu, w lesie pełnym cudownej i przepięknej zieleni i dzikich zwierząt takich jak prawdziwy niedźwiedź , którego widziałam wczoraj, sarny, łosie i dziesiątki przeróżnych ptaków , których nazw nie znam. I ta cisza , tak przerażająca, dziwna, lecznicza, niesamowita i kojąca. Coś niesamowitego. zajechałam tam na 9 rano i zaraz około 9.30 mielismy wykład  na temat MINDFULNESS ( bycie obecnym tu i teraz, wytłumacze to lepiej później)  i WALKING MEDITATION (medytowania podczas chodzenia). Nastepnie medytowalismy chodząc przez około godzine , później zjedliśmy posiłek razem i to w jaki sposób to sie odbyło było niesamowite! I już wam o tym mówię...

Najpierw zgromadziliśmy sie w jadalni i wspólnie podziękowaliśmy za jedzenie, czyli stanęlismy każdy naprzeciw swojego talerza i skłonilismy się z rękoma ułozonymi jakby do modlitwy. Nastepnie jeden z mnichów przeczytał 5 "kontemplacji (rozważań ) o jedzeniu"  , czyli takich podziękowań dla wszytkich i wszytkiego co się przyczyniło do tego że ten właśnie talerz z pożywieniem znalazł się przed nami  na stole. Czyli , jedzenie samo w sobie, owoce, warzywa, ziarna, ludzie którzy je posadzili,  zebrali, przywieżli do sklepów, ludzie którzy je kupili, ugotowali itd. Następnie przystąpilismy do jedzenia , które odbywa się w absolutnej ciszy przez 20 minut. Przez pierwsze 20 minut posiłku mnichowie nie rozmawiaja z nikim i nie myślą o niczym , ani to pozytywnym ani  to negatywnym. Żadne emocje nie są powiązne ta drogą z jedzeniem. Jedyna rzecza o której się myśli podczas posiłku jest jedzenie  i  5 kontemplacji wymienionych wcześniej . Jest to takie oddawanie czci ku  pożywieniu , które dla mnichów "służy do wzmacniania  organizmu i dostarczania jemu niezbędnych wartości odżywczych i energii. Jak sami wiemy dla wielu z nas jedzeniue jest zaspokojeniem naszych emocji, mentalnego głodu, powodem do spotkań towarzyskich, czy sposobem na zaspokojenie wolnej luki w czasie gdy nie mamy co robić. Po 20 minutach , mnichowie mogą rozmawiać jeśli mają ochotę lub wstać od stołu by nałożyć sobie więcej jedzenia czy picia. Każdy kęs jest przez nich przeżuwany około 35-40 razy i mieszany ze śliną  by ciało nie musiało się męczyć przy procesie trawienia.

Po posiłku mieliśmy czas na odpoczynek i zwiedzanie ośrodka, a następnie spotkalismy się ponownie na  Dharma Share , czyli dzielenie się emocjami związanymi z naszym pobytem w klasztorze, naszą sytuacją życiową, myślami, rozterkami, zadawaniem pytań na jakikolwiek temat chcieliśmy.  Nie było to obowiązkwe oczywiście, można było nieuczestniczyc w tym wcale lub poprostu siedziec cichutko i słuchać innych. Jak cała reszta pobytu było to niesamowite przeżycie.  W jednym momencie ludzie , których kompletnie nie znasz, obcy i tak dalecy,  stają sie twoimi przyjaciółmi, obserwujesz ich śmiejących sie i płaczących na przemian i  ty sam płaczesz i śmiejesz targany tak wieloma emocjami. W powietrzu unosi się miłość i zrozumienie powiązane z bólem , wstydem , ulgą ,wybaczeniem. NIESAMOWITE!  Na tym nasz pobyt sie kończy , jednak nie znaczy to że trzeba jechać do domu , wręcz przeciwnie, można zostać na dłużej , co oczywiście zrobiłam . Spędziłam tam cały dzień leżąc na hamaku, czytając ksiażkę , którą zakupiłam w małym buddyjskim sklepiku, medytując , na przemian  usypijąc co chwilę w trakcie medytacji i  budząc się gdy promyki słońca przypalały moją twarz  przypominając mi  delikatnie , że może to nie jest najlepszy czas na drzemkę:). Tak wiele sie wydarzyło w tak krótkim czasie, tak wielki wpływ ten jeden dzień miał na moje życie , tak wiele się nauczyłam tego co tak naprawde wiedziłam. Tak bardzo tego potrzebowałam i tak bardzo jestem wdzięczna za to że to sie wydarzyło...

Moja Dharma Share : Nazywam sie Ewelina i przyjechałam tu by dowiedzieć się kim jestem, by poznać siebie lepiej,  by  odnależć się....i tu polały się łzy....

CDN.....