niedziela, 12 września 2010

na surowo:)

KOchani:)))
No co za dzień i noc było dane mi przeżyć!!!! Zainspirowana naszą kochaną Anią wczoraj :) wybrałam się na zakupy na targ , który jest tylko w soboty nie daleko od mojej pracy, nakupywałam pyszności i podążyłam do domku robić szejka i kręcić kolejny filmik http://www.youtube.com/watch?v=r40oOP4sQ6E.

Po drodze wstąpiłam do marketu ze zdrowa organiczną żywnoscią i jakże sie ucieszyłam gdy zobaczyłam surowy bar!!!! Och ile pyszności, wszytko tak smaczne i wygląda na proste do zrobienia, aż sama nie mogłam uwierzyc bo zero orzechów czy agave itp.

Po prostu same  warzywka pokrojone i przyprawione ziołami i przyprawami , no po prostu rewelacja! Najedzona podążyłam do domku , jak już wspomniałam nowy filmik nakręciłam, złapałam książkę i szejka w rękę i podążyłam na pobliską plażę by obejżeć zachód słońca.


W trakcie drogi jednak zdałam sobie sprawę , że nie słońce zajdzie zanim tam dojadę , zatrzymałam się więc przy drodze na plażę gdzie były piękne posiadłości , łodzie ogrody i wszystkie te cudności . Był też tam jeden pusty , wciąż w trakcie budowy więc wdrapałam się tam by pomedytować i poczytać , no i oczywiście zdjęcia dla mojej rodzinki porobić:). Po tym wszytkim podążyłam do domku by wreszcie posprzatać w mojej kajutce.



Na kolację wypiłam dwa soczki jeden z selera ,cilantro, pietruszki i jabłka : pyszota, a drugi z marchewki i jabłka mój ukochany oczywiście. Już się przybierałam do sprzątania gdy to niespodziewanie zadzwonił do mnie mój kolega Patrick i zapytał co robię i czy nie mam może ochoty jechać 2 godziny poza Nowy Jork i rozbić namiot na plaży  i  obejżeć wschód słońca o poranku. Ja oczywiście długo się nad tym nie zastanawiałam , jak to Ptarick powiedział tylko ja mogłabym na coś takiego się zgodzić dlatego tez zadzwonił właśnie do mnie. Zaproponowałam jednak byśmy spali pod gołym niebem w śpiworach zamiast namiotu , bo pogoda wciąz jest piękna i niebo takie gwieżdziste , że szkoda by to było kawałkiem materiału przykrywać. Po kilkuminutowej "szarpaninie " słownej Patrick wreszcie się na to zgodził:)!  Tak więc około  11 w nocy wyruszyliśmy w naszą podróż.


Zajechaliśmy tam na około 2 w nocy i powiem wam że zimno było okrutnie, ale szum ceanu , świerze powietrze i przecudowne gwieździste niebo wynagrodziły wszytkie niewygodności. Po 3 godzinach obudziły mnie skostniałe stopy i dłonie i delikatne promyki wschodzącego słońca na moich  równie smarzniętych policzkach . Kochani cóż za widok , nie do opisania , dlatego też załaczam zdjęcia.


Po delikatnym jogingu by odmrozić skostniałe kończyny , udałam się na drobną medytację po czym wskoczyliśmy z powrotem w samochód i podążyliśmy czm prędzej do domu, żebym mogła zdążyc do pracy na noc . Ja nie mgłam się oczywiście doczekać by usiąść w swoim małym pokoiku przy maleńkim stoliku i wam  opowiedzieć o tym jak w 24 godziny , bez potrzeby wydania wielkich pieniędzy i ogromnych przgotowań spędziłam jeden z najcudowniejszych dni mojego życia.....


A tu serduszko jescze dla was zrobiłam :) 

CO U WAS SKARBY?