środa, 31 sierpnia 2011

Powrót po długiej przerwie

Kochani a więc jestem z powrotem:))) Nie wiem dlaczego tak ciężko mi się było przybrać do pisania? Nawet jeszcze przed wypadkiem, za każdym razem gdy siadałam by coś napisać, mój mózg zamrażał się w kostkę lodu, zimną, twardą i za nic w świecie niemożliwą do rozbicia. Dlaczego? Pytałam, medytowałam i inspiracji dzień po dniu szukałam. I nic! Nie mogłam tego zrozumieć. Przecież czytałam więcej niż kiedykolwiek i w dodatku tyle wspaniałości się naczytałam, że nie mogłam sie doczekać by się nimi podzielić. Jednak jak już wspominałam za każdym razem kiedy siadałam przed klawiaturą- NIC, TOTALNA PUSTKA!

Sfrustrowana i zmęczona tym wszystkim, wciąż walczyłam resztkami sił by być ze sobą cierpliwa. "Bądź obserwatorem a nie sędzią", powtarzałam sama sobie to co w kółko powtarzam innym. Hmmm łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Po kilku tygodniach tej nieustannej katorgi wsiadłam w samochód i pojechałam w góry, a dokładnie do Woodstock. Chciałam jechać gdzieś gdzie wcześniej nie byłam,  zaszyć się w lesie sam na sam ze swoim wewnętrznym dzieckiem i zapytać się o co mu właściwie chodzi. Tak też zrobiłam.
Wszystko pewnie było by okej, gdybym nie wybrała się tam w sobotę. A to dlatego, że w sobotę w Woodstok byłam ja i razem ze mną połowa Nowego Jorku. Zakręciłam się więc na pięcie, wsiadłam w samochód i postanowiłam wrocić z powrotem do domu.
Po jakiś 15 minutach zdałam sobie sprawę, że się zgubiłam i wjechałam na nieznaną mi ścieżkę i to  tak stromą i wąską, że nie sposób było się zawrócić. Po kolejnych 15 minutach tej mojej wspinaczki znalazłam się wreszcie na szczycie, gdzie zobaczyłam po mojej prawej stronie parking a po lewej stronie ogromny budynek. Był on stary i odrapany z każdej strony, wygladał na opuszczony. Co mi sie jednak wydało dziwne to to, że cała posiadłość otoczona była  sznurkiem na którym popowieszane były różnokolorowe kawałeczki materialu.

Zaparkowałam samochód i szybciutko podreptałam w stronę tajemniczego budynku. Przy jego bramie zobaczyłam drobną kobietę siedzącą na malutkiej ławeczce. Siedziała tak sobie, popalając papierosa i wpatrując się w przestrzeń z niesamowitym spokojem namlowanym na jej drobno pomarszczonej twarzy. Zacjęło jej jakąś minutę lub dwie  by się zainteresować moja obecnością.
-  Czy mogę pani w czymś pomóc?- Zapytała
-  Zagubiłam się. - Odpowiedziałam.
Spojrzała na mnie z prawie niewidocznym uśmiechem na twarzy, który zniknął dosłownie w ułamku sekundy.  Przesunęła sie na krawędź ławeczki i drobnym skniniem głowy wskazała bym się do niej dołaczyła. Usiadłam przy niej posłusznie i czekałam aż coś powie. Cisza. Po jakiś 5 minutach, które dla mnie wydały się wiecznością, drobna  kobieta na ławeczce wyciągnęła z kieszeni kolejnego papierosa po czym zwróciła się w moją stronę i powiedziała:
- Myślę, że powinnaś się rozejrzeć dookoła posesji, a może znajdziesz to co zgubiłaś.
-Ale ja nic nie zgubiłam. Ja się  tylko zgubiłam na drodze. - Próbowałam się wytłumaczyć, jednak kobieta nie zwracając już na mnie uwagi, zamarła w tej samej pozycji w jakiej ją znalazłam 10 minut wcześniej.

Odeszłam z nieukrywaną ulgą na duszy, bo cała ta sytuacja wydała mi sie co najmniej dziwna. Posłuchałam się jednak jej rady i skorzystałam z okazji by  się rozejrzeć. Udałam sie w stronę białego domu, który tak jak podejrzewałam okazał się opuszczony. Jednak za jego ruinami ukrywał się kolejny budynek, całkowicie nowy, ściany jego wyglądały jakby były ręcznie pomalowane w rożnokolorowe  wzorki i kwiatki.



Podeszłam szybciutko do budynku, otworzyłam drzwi i oczom uwierzyć nie mogłam gdy zobaczyłam co znajdowało sę w środku. Byłam w Klasztorze Mnichów! Oczy moje tańczyły jak szalone po ścianach świątyni, zachłystając się widokiem absolutnie mi do tej pory nieznanym. Klasztor ten był zupełnie inny niż te, w których do tej pory byłam a to dlatego, że był to klasztor  mnichów tybetańskich. Był on wypełniony kolorami jakimi tylko dusza zapragnie, pełny figurek buddy, świeczek, zdjęć, dzwonów i innych wspaniałości.


Usiadłam  na ziemi w pozycji lotosu by podziękować wszechświatu, za to że  moje drogi tu właśnie skrzyżował. Łzy wypełniły mi oczy po brzegi a wraz z nimi ogromna fala wdzięczności i niesamowity wewnętrzny spokój ogarnęły każdą komórkę mojego ciała. Siedziałam tak kąpiąc się w ciszy i w spokoju jakiego  brakowało mi od tygodni. Nie wiem ile czasu upłynęło zanim wstałam ale musiało to być kilka godzin, bo gdy wyszłam na zewnątrz, niebo usłane było gwiazdami i jedna z najpiekniejszych pełni księżyca jakichkolwiek do tej pory widziałam. Udałam sie w stronę samochodu i przechodząc obok bramy wejściowej zobaczyłam  drobną kobietę na ławeczce. Siedziała dokładnie w tej samej pozycji w jakiej ja zostawiłam. Z tym samym spokojem na twarzy, popalając kolejnego papierosa patrzyła się w przestrzeń, dosłownie jakby nigdy się stamdąd nie ruszyła.
- Znalazłaś to co zgubiłaś?- Zapytała.
- Znalazłam. _ Odpowiedziałam siadając obok niej na ławeczce.
- Tak też myślałam.- Odpowiedziała kobieta i spogladając w moją stronę obdarowała mnie szczerym i szerokim uśmiechem. Siedziałyśmy na tej ławeczce przez kolejnych kilka godzin rozmawiając o wszystkim i o niczym. Ja mówiłam więcej niż kiedykolwiek w swoim życiu i każde zdanie przeze mnie wypowiedziane zakrapaine było raz po raz śmiechem i łzami.
- Odwiedzisz mnie wkrótce? - Zapytała Sandra, bo tak miała na imię drobna kobieta siedząca na ławeczce.
- Odwiedzę i to jak najszybciej. - Odpowiedziałam w pośpiechu.
- Co mogłabym ci przywieźć w prezencie? Mam mnóstwo cudownych książek. Muzykę, a może coś do jedzenia? - Zapytałam.
- Ja już nie czytam, mój czas nauki i nauczania się skończył dawno temu. Teraz jest czas na praktykowanie tego co się przez całe życie naczytałam.

Gdy nauczasz umysłem tego co się kryje w sercu twoim, lekcja twoja jest niczym innym jak intelektualną iluzją wykreowaną przez twoje ego. - Odpowiedziała Sandra, po czym nachyliła się w moją stronę.

- Przywieź mi paczkę papierosów, tych American Spirit blue, to moje ulubione. -Wyszeptała słodko, a na jej drobno pomarszczonej twarzy ponownie zagościł szczery i pełny miłości uśmiech.



Wybaczcie, że mnie nie było skarby...jestem już i to wypełniona po brzegi historiami i lekcjami prosto z serca płynącymi.
KOCHAM WAS <3 -EWCIA

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

kochani

skarby pisze dzis do was krotko by wam powiedziec ze mialam wypadek na skuterze , potluklam sie okropnie i mam polamane zebro i przeszlam delikatny wstarzs mozgu. Bede potrzebowala troche czasu by wrocic na blog. Sciskam was wszystkich z calej sily i wysylam mnostwo milosci.
Dziekuje:
za dar zycia mi ofiarowany
za nogi rece, nos, policzki, palce u rak i u nog, za kazda piekna czesc naszego ciala...dziekuje przebardzo
za slonce codziennie swiecace
za rany sie gojace za sen
za wsparcie od moich bliskich
za czersnie dojrzale
za was kochani wciaz tu zagladajacych dziekuje slicznie i obiecuje wrocic juz wkrotce

kocham was<3 ewcia